Archiwum czerwiec 2003


cze 30 2003 Kim jestem??
Komentarze: 2

Zagubiona szukam odpowiedzi.

Szukam tulajac się po pustyni zwanej Ziemia, nie znajdujac nigdzie kropli wody dla mnie i mety dla mojego pytania. Dla ukojenia mego bolu, mojej rozpaczy. Nie znajdujac konca cierpienia, które odczuwam od poczatku, z dnia na dzien ...

Mam chwile wahania. Wahania w wiare w siebie. W to, czy cos z soba reprezentuje, we wlasna wartosc. Czy mam jakas wartosc, a jeśli tak, to czemu jej nie czuje.

Czuje za to brak. Brak czegos co pozwoli mi cieszyc się zyciem bez odpowiedzi. Gubie się we wlasnym wnetrzu, we wlasnej mysli, we wlasnym i otaczajacym swiecie. To on ma na mnie ogromny wplyw. To on mnie zmienia, a nie jak powinno być, ja jego. Czuje jego ogromny nacisk, pod którym niestety się lamie. Który mnie zmiazdza, ktory boli... Mam tego swiadomosc i osmielam się pytac czemu tak jest? I czemu nic nie robie by to zmienic? Może dlatego, ze moje cele maja tez swój cel jakim jest wysypisko smieci. Najpierw leca w dol, laduja w wielkim wozie zwana “smieciara”, a potem zostaja wywiezione gdzies daleko... daleko przez obcych ludzi... Czemu nic nie robie by to zmienic? Nie potrafie odpowiedziec.

Czemu nie robimy to co chcemy robic, to co mamy w myslach? Czemu je ukrywamy ? Jak wszyscy szarzy, przecietni. Oszukujemy się kryjac wlasne uczucia. Zamykajac je w sobie. Duszac siebie, dzuszac serce. Niszczymy się wewnetrznie. Czemu pozbawiasz zycia swoim uczuciom, które wiesz, ze sa najwazniejsze, a jednak tego nie okazujesz. Chowasz się, poddajesz się. Uciekasz. Czy uczucia już się nie licza? Czy nie masz serca? Czy nie chcesz go mieć. Czemu tak latwo się poddajesz? Czy to wina swiata? Czy moja? Czy może ja sobie to wszystko wymyslam?

Chcesz uciec od tego, co cie dreczy. I myslisz ze ucieczka Ci pomoze. Ale w glebi wiesz, ze nie. Bo nie uciekniesz przed soba, przed tym co jest w srodku ciebie. Nie uciekniesz przed wlasnymi myslami, przed wlasnymi uczuciami. Przed wlasnym JA. A jednak probujesz. Znajac koniec.

Uciekasz, uciekasz... i uciekasz. Stanalbys kiedys i przyznal, ze ci zalezy, ze się nie boisz

... ze kochasz.

Moim mottem było i jest:

“Dzialac w imie marzen to mój cel. Wznosic się poza szary tlum- pragnienie. Nadzieja i wiara daja mi moc tych marzen spelnienia”.

I napajam się marzeniam, ktore pieszcza moje serce. Nie chcac konca. Pytam po co? Po to by potem cierpiec? Zyja tylko w mojej wyobrazni, a ja naiwnie zyje nimi.

Odwracam glowe w strone lustra i widze rzeczywistosc. Szara , obrzydla rzeczywistosc. I patrze prosto w twarz i się sprzeciwiam. Nie zgadzam. Patrze prosto w twarz i krzycze, i placze, i placze, placze .. .Powoli przestaje wierzyc, nadzieja wygasa.

Myslisz, ze wszystko tylko na ciebie patrzy, wokol ciebie wiruje caly swiat. A obok ciebie jest milion roznych twarzy, milion roznych uczuc, milion roznych problemow. Popatrz się oczami swojej matki, ojca, oczami sasiadki, taksowkarza który jedzie teraz na Pilsudskiego, gornika który teraz kopie gdzies w podziemiach albo tego dziadka co idzie za oknem. Tej malej dziewczynki, która się cieszy zyciem nie znajac jeszcze swiata. Mezczyzny, który spada wlasnie z mostu, dziewczyny, która placze w kacie. Oni tez czuja. Czy sa zadowoleni z zycia? Czy czuja swoja wartosci? Nie jestes nikim wyjatkowym. Nie jestes jedyny. Jestes przecietny. I wiesz to doskonale. A jednak to cie boli. Wolisz uciekac od tej mysli. Uciekac, znowu uciekac. Bez celu.

I ja to wiem. Widze. I sama uciekam. I pozwalam na to. Chowam się. Nie rozumiem tylko czemu. Tak bardzo pragne się sprzeciwic, dzialac... a co robie? Wole nie myslec, nie czuc, nie kochac. Zamknac w duszy wszystko co cenie. Zamknac je przed drugim czlowiekiem pozostawiajac bez pomocy. Bez nadziei. Nie dajac im nawet szansy wzlotu ponad moje serce, ponad usta, wzlotu który uslyszy ten drugi ... i odwzajemni. Lecz strach jest silniejszy. To on przekreca kluczem w drzwiach wyjsciowych w lewa strone. Odwagi ciagle zamalo. Zamalo by powiedziec zyciu tak. Wole tak naprawde gnic. Albo nie. Uciekac , uciekac w ciemnosc, w otchlan, w proznie. Nie myslec, nie czuc. Nie mieć duszy. Zginac.

Jestem zagubiona. Zagubiona w tym swiecie, a co gorsza w tym ciele. Nie potrafie odnalezc się. To tak jakbym pomylila czasy, czy swiaty, czy zycia. Przepelnia mnie tylko chec niebycia, nieistnienia, spokoju, i żeby ten koszmar raz na zawsze się skonczyl.

Tak. To ja. Mam 18 lat i czuje, ze jestem nikim. Ze to nie to. Ze moje zycie jest niczym. Mam 18 lat i jestem zagubiona. Szukam się we wlasnych myslach i nie mogę się odnalezc. Tulam się z dnia na dzien po ziemi, która nie pyta po co jest, która nie pyta kim jest. Niszczona, zatruwana, niedoceniana, deptana. Poprostuje zyje. A ja nie mogę?

I czuje, ze w moim zyciu od dziecinstwa czegos brakuje. Zawsze tego czegos. Może czegos co się nazywa poczuciem wlasnej wartosci. Wyjde zaraz na ulice chowajac moje uczucia w srodku, w ciszy, zamykajac je przed szarymi ludzmi, bojac się niezrozumienia. I o to ja. Zupelnie inna w swietle dziennym. Smutek, bol, cierpienie i rozpacz zniknie. Pojawi się usmiech, chec rozmowy, dobry humor.. codzienny szary swiat. Codzienne szare zycie. Okryte hanba. Klamstwem. Maska.

I wypowiadam glosno moje mysli stajace sie nowym, kolejnym mottem:

“Obcy sa dla mnie ludzie tak, jak obce sa dla nich moje uczucia”.

Czy to swiat tak czyni? Czy ja. I czemu nie może być tak jakbym chciala.

 

I nadal zadaje pytanie. Kim jestem?

 

;- : :
cze 28 2003 hejoo
Komentarze: 0

;))

;- : :